Zakończenie II wojny światowej zbiegło się właściwie w czasie z oblężeniem Twierdzy Wrocław. Ale to chyba wcale nie znaczy, że Wrocław był tak znakomicie broniony – dowodzący I Frontem Ukraińskim marszałek Iwan Koniew uznał, że zajęcie miasta nie jest niezbędne do zakończenia wojny...
To prawda. Trzeba podkreślić, że przygotowywana wielka ofensywa styczniowa 1945 roku, wbrew temu, co radziecka historiografia pisała, była przekładana, a nie przyspieszona na skutek próśb Winstona Churchilla (miało to związek z ofensywą niemiecką w Ardenach na zachodzie Europy). Czyli: Churchill prosił, żeby Rosjanie zaczęli działania, a Stalin odkładał ofensywę. To było pierwsze przekłamanie związane z tymi działaniami.
Czyli było ich więcej?
Oczywiście! Drugie (niesłychanie ważne) polegało na tym, że ofensywę styczniową nazwano „operacją”. A to nie była operacja, skoro brały w niej udział trzy miliony żołnierzy – to była ofensywa określana mianem „Wisła-Odra”. Jej start nastąpił z linii Wisły – tutaj Armia Czerwona miała dwa przyczółki: jeden utworzył I Front Białoruski Marszałka Gieorgija Żukowa, a drugi – I Front Ukraiński marszałka Iwana Koniewa.
Koncepcja ofensywy zakładała zdobycie Berlina. Tempo działań było błyskawiczne w przypadku całego Śląska – Rosjanie błyskawicznie znaleźli się w Miliczu. Ale nie osiągnęli zamierzonego celu, czyli Berlina od razu. W lutym wojskom marszałka Żukowa udało się utworzyć przyczółki na Odrze. Nawiasem mówiąc, była nawet dyskusja między nim a marszałkiem Wasilijem Czujkowem związana z nagonką na Żukowa. Dotyczyła tego, że zdaniem najwyższych władz radzickich można było Berlin zająć w lutym 1945 roku.
A żołnierze Żukowa tego nie zrobili…
No nie, bo zwyczajnie nie byli w stanie! Udało się wymanewrować Niemców na południowym, prawym skrzydle, na kierunku śląskim. Armia Czerwona stosunkowo łatwo zajęła Górny Śląsk. Potem się zatrzymała, nastąpiła pauza – przerwali ofensywę, bo nie byli w stanie dalej prowadzić działań zaczepnych: trzeba było podciągnąć odwody, odbudować stan jednostek. Radzieckie brygady pancerne były zdemolowane – etat brygady to 65 czołgów, a oni mieli… 5.
Poza tym kulała logistyka – trzeba było nadążyć z zaopatrzeniem wojsk.
Oczywiście! Podstawowym środkiem transportu w Armii Czerwonej był transport kolejowy. Oni mieli odpowiednie oddziały robocze, które faktycznie odbudowywały zniszczone linie kolejowe.
Efektem tego był fakt, że podobno nawet rosyjskie oddziały biły się między sobą o zajęcie stolicy Niemiec?
Rzeczywiście tak było. Dowódcy radzieckich frontów, które nacierały na tym pasie kontynentalnym między Karpatami, Sudetami a Morzem Bałtyckim, kompletnie nie uwzględnili, że wkraczają na tereny niemieckie. To nie Białoruś, Ukraina, czy Polska, gdzie ludność była co najmniej neutralna, a czasem życzliwa Rosjanom. No na wschodzie oni mieli partyzantów, tutaj zresztą też. To ułatwiało zbieranie informacji o przeciwniku. To była kumulacja drobnych informacji, które zyskiwali. Nagle znaleźli się na terenie zamieszkałym przez ludność niemiecką, która ich nienawidziła.
Mówimy m.in. o Dolnym Śląsku i Wrocławiu, tutaj ten wywiad kulał.
Tak, ale Koniew pisał w swoich pamiętnikach, że według planów Wrocław miał zostać zajęty po trzech dniach.
Zignorował obronę miasta?
Dobrze wnioskuję, że Wrocław się tak długo bronił, bo marszałek Koniew nie docenił determinacji wroga i za małe siły przeznaczył do zdobycia miasta?
Armia generała Władimira Głuzdowskiego nacierała, ale szybko się okazało, że nie ma szans na to, by zdobyć Wrocław w ciągu trzech dni. Miasto było ważne jako węzeł kolejowy – to kolej zapewniała dostawy wojskom radzieckim. Ale skoro go nie zdobyli, postanowili obejść i ruszyć dalej.
Zostawili z tyłu, żeby powoli dogorywało.
Marszałek Koniew potem mówił, że nawet rozkazywał generałowi Głuzdowskiemu, by specjalnie nie angażował sił, nie nacierał frontalnie.
Potrzebowali lotniska i kolei ze względów logistycznych, ale strategicznie ominięcie Wrocławia nie przeszkadzało w ofensywie na Berlin?
Nie. Dwie armie pancerne, które miał do dyspozycji Koniew poszły dalej błyskawicznie! Ale na zachód od Wrocławia pojawiły się problemy – po pierwsze, to nie Białoruś ani Ukraina, gdzie zabudowa wsi była drewniana. Tu wszystko było murowane. Czołgiści przejechali, ale jak piechota podeszła (a transport w radzieckich dywizjach piechoty bazował na zaprzęgach konnych), okazało się, że wszystkie murowane i podpiwniczone domostwa Niemcy zamienili w bunkry.
W efekcie jednostki pancerne poniosły straszliwe straty, bo były odcięte od logistyki i od swojej piechoty – pancerniacy przejechali, a piechota nie była w stanie się przebić. Co więcej, Niemcy przygotowali kontrakcję – odbili Lubań. Wojskom Hitlera chodziło o strategiczną linię kolejową. Lubań i Zgorzelec do końca wojny pozostawały w rękach niemieckich. Ale to już nie miało wielkiego znaczenia, bo Rosjanie ominęli to od północy inną linią kolejową – przez Ruszów do Zielonej Góry. To tzw. nadodrzanka.
Paradoksalnie, gdyby to uderzenie wojsk marszałka Koniewa było bardziej skoncentrowane, Wrocław zostałby szybciej zdobyty i (być może) mniej zniszczony? Tak było w przypadku Poznania…
Zapewne, bo rzeczywiście dla marszałka Żukowa Poznań był kluczowy, zaatakował go więc potężnie i w efekcie walki były znacznie krótsze. Armia Czerwona zaangażowała tam znacznie większe siły niż do oblężenia Festung Breslau. Zniszczenia były tam nieporównywalnie mniejsze niż we Wrocławiu. Stało się tak mimo tego, że przecież Poznań też był miastem-twierdzą.
Południe (czyli Krzyki) też zostało zniszczone.
Tam natarcie prowadzono z prostego powodu – nie było cieków wodnych, które utrudniałyby zdobywanie miasta. Nawiasem mówiąc, generał Głuzdowski postępował bardzo racjonalnie – kanałów żeglugowe na północy Wrocławia jego wojska nawet nie próbowały zdobywać. Nie próbowały też pchać się od strony Psiego Pola, czyli Widawki, bo to tereny zalewowe, więc natarcie nie miałoby sensu. Za Psim Polem było lotnisko więc Rosjanie szybko je zajęli. Osiedle ocalało, podobnie jak Karłowice czy Sępolno.
Płynie z tego ciekawy wniosek: Wrocław bronił się do maja, bo Rosjanie byli niezbyt zdeterminowani do zdobycia go.
Istotnie, nikt go szczególnie zażarcie nie zdobywał, chociaż oczywiście straty w infrastrukturze miasta były przerażające. No ale stało się tak właśnie za sprawą długotrwałego, wyniszczającego oblężenia: jedni palili wszystko, bo się bronili, a drudzy – bo atakowali.
Poddanie się Wrocławia w maju 1945 roku też jakoś szczególnie spektakularne nie było – po prostu koniec wojny, trzeba zaprzestać walki.
Co ciekawe, pułkownik Ryszard Majewski zdobył relację parlamentariusza radzieckiego, oficera, który negocjował poddanie się z komendantem Festung Breslau. Nieżyjący już profesor Karol Jonca znalazł willę, w której podpisano akt kapitulacji Wrocławia. Okazało się, że Rosjanie i Niemcy wypili tam razem szampana i wódkę.
Po zakończeniu wojny Dolny Śląsk stał się jednym z najsilniej zmilitaryzowanych terenów. Dlaczego?
Jeszcze jedna sprawa: o ile zdobycie Wrocławia nie miało znaczenia dla zakończenia wojny, o tyle jej wybuch był mocno związany z miastem. To stąd wyruszyły na Polskę duże siły Wehrmachtu.
Stąd wyruszyły główne niemieckie siły! To we Wrocławiu po przejęciu władzy przez nazistów w 1933 roku utworzono VIII Okręg Wojskowy. Budynek jego sztabu możemy obserwować do dzisiaj – piękny, modernistyczny, fantastyczny stoi na rogu ulic Pretficza i Sztabowej. Nie zmienił zresztą przeznaczenia, bo potem mieściło się tam przez lata dowództwo Śląskiego Okręgu Wojskowego, a dzisiaj – dowództwo 10. Bazy Logistycznej i Międzynarodowy Ośrodek Szkoleń i Badań nad Dziedzictwem Kultury w Zagrożeniu im. mjr. prof. Karola Estreichera.